Kibice przerwali "milczenie", piłkarze
przełamali "kompleks"...
URANIA RUDA ŚLĄSKA - Orzeł Mokre Mikołów 5:4 (1:1)
Orzeł: Herman, J.Czarnecki,
Smykla, Kopytko URANIA: Kempa, Gnyza, Janik Sędzia główny: Damian Rokosz Widzów: 150 Mecz z Orłem Mokre Mikołów zapowiadał się niezwykle atrakcyjnie. Wobec rozległości terytorialnej zespołów w Naszej grupie ligi okręgowej, drużyna Orła to Nasz "najbliższy" rywal a do tego udało się z Nimi wygrać jesienią a przed meczem notowani byli niżej od Nas. Liczyliśmy w końcu na zwycięstwo na własnym boisku, chyba jednak nikt nie przypuszczał że spotkanie to dostarczy Nam aż tylu emocji. Wszystko rozpoczęło się spokojnie i nic nie zapowiadało takiego przebiegu tego spotkania. Już w 5 minucie gry po wybadaniu rywala Podstawski zszedł na prawą stronę i wysoki lobem posłał piłkę w przeciwległy róg bramki. Takie rozwiązanie okazało się trafne, gdyż futbolówka powędrowała nad bramkarzem i wylądowała w siatce. Po utracie bramki, goście przystąpili do kontrataku nie czyniąc jednak Nam większej krzywdy i już w 15 minucie gry wszystko wróciło do normalnego stanu rzeczy - czyli przewagi Uranii. Najlepszą okazję w tym okresie gry miał chyba Zięcik, który zdecydował się na bardzo proste rozwiązanie - mocny strzał w światło bramki, którym niemal nie zaskoczył golkipera gości. Niestety okres przewagi Uranii został w dość prosty sposób roztrwoniony w 30 minucie gry, gdy to goście rozciągnęli grę na prawej stronie i stąd strzał w środek bramki przynosi efekt w postaci wyrównującego gola, którego autorem był Wojciech Struś. Utracona bramka przez Naszych zawodników, nie wpłynęła specjalnie mobilizująco jednak nadal robili swoje od czasu do czasu "kąsając" rywala. W 33 minucie dobrą okazję miał Rudyk - wyskoczył on do wysokiej piłki, strzelił głową w kierunku bramki, jednak zdołali jeszcze do tego dobiec obrońcy gości. W 43 minucie wspaniały prezent od Hermana otrzymał Podstawski - piłka wybita przez bramkarza Orła trafiła wprost pod jego nogi. Ten widząc wysuniętego golkipera od razu zdecydował się na strzał, piłka powędrowała jednak obok bramki. Już w doliczonym czasie gry przed szansą na objęcie prowadzenia stanął Stawowy, jednak piłka i po jego strzale powędrowała obok bramki. Po pierwszej części spotkania można było nieco żałować, iż był tylko remis, gdyż to Urania przez większą część połowy kontrolowała przebieg gry. Cóż pozostawało przypieczętować przewagę w drugiej części. Mocny i szybki był początek drugiej części gry, wydawało się że prowadzenie jest już tylko kwestią czasu. Jednak nadeszła 56 minuta gry, gdy to Bogłowski po zamieszaniu w polu karnym otrzymał piłkę na prawej stronie i wepchał ją do siatki. Po utracie znów w oczach kibiców pojawiła się wizja porażki na własnym boisku, zespołu który wygrał już tej wiosny dwa ważne wyjazdowe spotkania. Jednak nie tym razem, od początku spotkania na trybunach słychać było pojedyncze okrzyki "fanek", które słyszalne były na całym obiekcie na pewno słyszeli je także zawodnicy. Około 60 minuty ktoś kilka razy krzyknął "Urania", po chwili dołączył ktoś jeszcze i na efekt długo czekać nie musieliśmy. Po rzucie rożnym piłkę pod poprzeczkę z kilku metrów wstrzelił Stawowy. Ożywiły się w końcu nieco trybuny na Tunkla, co zawodnicy odczuli natychmiastowo i poszli za ciosem. Już dwie minuty później piłka w polu karnym odbija się od Podstawskiego i wpada do siatki. W 64 minucie gry Podstawski zachował dużą przytomność i z prawej strony dograł wysuniętą piłkę do Oczka, a ten wszedł nogą gdzieś pomiędzy bramkarza i obrońcę gości wstrzeliwując się do bramki Orła. Dwubramkowa przewaga Uranii pozwoliła już złapać wszystkim nieco oddechu, jednak tylko na chwilę. W 70 minucie gry goście strzelają z prawej strony, piłka odbija się od Kopytki i wpada do siatki. Kontaktowa bramka i znów zaczęło robić się nerwowo. W 75 minucie górą z opresji wychodzi Kempa, a kilka chwil wcześniej bramkę zdobywają goście, sędzia jednak odgwizduje pozycję spaloną. 77 minuta gry to kolejna doskonała okazja dla gości - z lewej strony strzela Kawulka, trafia jednak w poprzeczkę a dobitkę do praktycznie pustej bramki przestrzela Potyka. Minutę później odpowiedział Kolasa, który gdzieś z okolic 13 metra trafił do siatki. Znów chwila oddechu i znów odpowiedź Orła - w 82 minucie zabawa Naszych obrońców w polu karnym kończy się tragicznie, gdyż piłka pada łupem Kawulki a ten pokonuje Kempę. Pomimo usilnych starań co trzeba podkreślić obydwu drużyn i sporej nerwowości, wynik został ostatecznie ustalony na 5:4, co bardzo usatysfakcjonowało Uranię, która przełamała się i wygrała znów na własnym boisku. |
||